Czas do najbliższego meczu odlicza

DD D H H M M S S
-:-
Już wkrótce mecz w Twojej okolicy. Kibicuj z trybun 12 maja w Mielcu.
Kup bilet

Aktualności

Dodano: 16 września 2021

Kobiety na ławce trenerskiej: jak wybić się w świecie zdominowanym przez mężczyzn?

Mówi się, że to męski świat, ale one radzą sobie w nim jak ryby w wodzie. Potwierdzeniem są wyniki poprzedniego sezonu, kiedy całe ligowe podium zajęły prowadzone przez nie drużyny. Bożena Karkut, Edyta Majdzińska i Monika Marzec to jedyne trenerki w PGNiG Superlidze kobiet. – Dziś kobieta trener nikogo już nie dziwi, ale proszę mi wierzyć, 20 lat temu było zupełnie inaczej – mówi pierwsza z nich. 

– Kiedy zaczynałam pracę w 2000 roku, to oj, tak… To był męski świat. Byłam jedyną trenerką w najwyższej klasie rozgrywkowej wszystkich gier zespołowych w Polsce. Czułam się jak czarna owca – opowiada Karkut, trenerka Zagłębia Lubin, aktualnych mistrzyń kraju. 

W polskiej piłce ręcznej to właśnie ona jako jedna z nielicznych przecierała kobietom trenerskie szlaki. Wcześniej, owszem, panie pojawiały się w sztabach szkoleniowych drużyn, ale zazwyczaj w roli trenerek bramkarek. Poza sporadycznymi przypadkami, kobiet pracujących jako pierwsze trenerki w Ekstraklasie praktycznie nie było. Zatrudnienie Karkut w 2000 roku – mimo jej znakomitych osiągnięć jako zawodniczki – było poniekąd ewenementem.. 

Trenerką miała jednak zostać już trzy lata wcześniej. – Miałam być opiekunem grupy chłopców w Śląsku Wrocław. Ale w tym samym czasie zgłosiło się do mnie Hypo Niederoesterreich. Chcieli żebym dla nich grała. To była oferta życia. Miałam 37 lat, chciałam kończyć karierę, ale nie mogłam odmówić – wyznaje. Dziś nie żałuje tej decyzji – z austriackim klubem dwa razy wygrała Puchar Europy. Po drugim triumfie zakończyła karierę, wróciła do Polski i kilka tygodni później przyjęła propozycję z Zagłębia. Została tam drugą trenerką. Ale sprawy szybko uległy zmianie. – Po trzech miesiącach klub pożegnał pierwszego trenera i zostałam „trenerem pełniącym obowiązki” – tak się to nazywało. Aż w końcu zaproszono mnie na rozmowę z zarządem klubu – opowiada. 

– Z tym to związana jest w ogóle zabawna historia. Przyszłam na spotkanie, a tam w składzie 10-osobowego zarządu sami mężczyźni. Niektórzy patrzyli na mnie z powątpiewaniem. Tylko Witold Kulesza, dziś prezes Zagłębia, i obecny starosta Lubina pan Myrda byli nieco bardziej przychylnie nastawieni. Poprosili, żebym opowiedziała o sobie i w końcu stwierdzili: a właściwie dlaczego ta kobieta nie może być trenerem na dłużej? Reszta się oburzyła. „No ale jako to? Kobieta jako trener główny?! Co ludzie powiedzą?!”. Tamci się jednak uparli: dajmy jej szansę, będziemy pierwszym takim klubem w Polsce. I tak – pół żartem, pół serio – zostałam pierwszym trenerem. Miałam być tylko na chwilę, a jestem w klubie już 21 lat – wspomina. 

Przez ten czas doprowadziła Zagłębie do 16 medali mistrzostw Polski, w tym dwóch złotych, siedmiu triumfów w Pucharze Polski i dwukrotnego udziału w półfinałach europejskich pucharów. Ale początki – mimo że wyniki przyszły bardzo szybko – nie były dla niej łatwe. Z nierównym traktowaniem spotkała się niemal co tydzień. 

– Dawniej środowisko było bardzo hermetyczne i dziwnie patrzyło na kobietę trenera. Nie podawano mi ręki po meczach albo odwracano głowę w drugą stronę. Przykra sytuacja spotkała mnie też przy okazji pierwszego mistrzostwa Polski. Gratulacje złożyli mi trenerzy z ligi męskiej – m.in. trener Zajączkowski czy nieżyjący już trener Strząbała. Ale z Ekstraklasy Kobiet nikt tego nie zrobił aż do czasu kursokonferencji przed nowym sezonem. W następnych latach, kiedy byłyśmy drugie albo trzecie, złośliwie powtarzali mi, że oni z tym składem zrobiliby złoto. To nie było ani miłe, ani łatwe do przetrawienia – opowiada. 

– Swoje trzy grosze dorzucali też sędziowie, którzy mężczyznom po prostu pozwalali na więcej. No i kibice. Pochodzę z Wrocławia, a tu, na Dolnym Śląsku, kibice Śląska i Zagłębia nie przepadają za sobą.

Zdarzało się, że jakiś kibic stawał w drzwiach hali i na cały głos krzyczał: Karkut, wypier***** do Wrocławia! Przeszłam szkołę życia. Momentami było mi bardzo ciężko, ale dziś jestem dzięki temu silniejsza – stwierdza. 

Bożena Karkut MKS Zagłębie Lubin

– Od początku podchodziłam do tego tak, że znam swoją wartość. Zanim zostałam trenerką to przez 25 lat grałam i to na niezłym poziomie. Nie wybiegłam kotu spod ogona. Przez wiele lat ten męski świat, zresztą tak jak i świat mediów, nie był dla mnie szczęśliwy, ale zawsze ważniejsza była dla mnie radość moich dziewczyn – dodaje. 

– 20 lat temu bycie trenerką rzeczywiście musiało być bardzo trudne. Zresztą sama pamiętam jak ciężko było, kiedy zaczynałam jako trener grup młodzieżowych… W życiu bym wtedy nie przypuszczała, że w 2021 roku pierwsze trzy drużyny w lidze będą prowadziły kobiety. Dawniej to mężczyźni wiedli prym. Dziś, na szczęście, wiele się pozmieniało – mówi prowadząca KPR Gminy Kobierzyce Majdzińska. 

Z klubie z Dolnego Śląska pracuje od czterech lat. W dwóch ostatnich sezonach wywalczyła z nim brązowy i srebrny medal, przy okazji dwukrotnie zdobywając nagrodę Gladiatora dla najlepszego trenera sezonu. Wcześniej przez długi czas związana była z Kwidzynem, gdzie prowadziła zespół w II i I lidze oraz pracowała z młodzieżą, zdobywając ponad 20 medali mistrzostw Polski. Była też trenerką reprezentacji narodowej juniorek z roczników 1994 i 1995. Jak sama mówi, na ławkę trafiła jednak poniekąd z przypadku. 

Edyta Majdzińska KPR Gminy Kobierzyce z Gladiatorem w kategorii Trener Sezonu 2020/21

– Byłam zawodniczką Bałtyku Gdynia i Startu Gdańsk. Lewa ręka. Świetnie radziłam sobie na wszystkich etapach kadr juniorskich i młodzieżowych. Byłam nawet kapitanem reprezentacji. Tyle, że bardzo szybko doznałam kontuzji i zrezygnowałam ze sportu. Dziś uważam, że to był błąd. Podjęłam tę decyzję za szybko. Mentalnie nie byłam wtedy jednak gotowa na to, by nagle stracić kontakt z piłką ręczną. Nie umiałam się z nią rozstać. I tylko dlatego zostałam trenerką – opowiada. 

W nową rolę wsiąknęła jednak bardzo szybko. – Jestem pasjonatem. Poświęcam piłce ręcznej bardzo wiele czasu, czasami aż za dużo. Ale gdyby nie to, pewnie już dawno straciłabym do niej miłość. Po tylu latach pracy wciąż jestem tak samo zaangażowana. Jak to mówi moja rodzina, jestem typową wariatką na punkcie handballa. To chyba nieuleczalna choroba – dodaje ze śmiechem. 

– Takich kobiet jest coraz więcej. Świat trenerski się zmienia i kobiety mają dziś równe szanse. Uważam, że mamy naturalne predyspozycje do tego, by pracować w piłce ręcznej kobiet na wysokim poziomie. Istotny jest tu temat psychologii sportu. Nie ma to znaczenia, czy trenerem będzie kobieta czy mężczyzna – ważne jest odpowiednie podejście do drużyny. Trzeba się mocno wgłębić w psychologię sportu w pracy z kobietami w grupach zespołowych. A to chyba najbardziej skomplikowane połączenie – ocenia. 

– W tym wszystkim mamy pewną przewagę: lepiej znamy zawijasy i zakrętasy kobiecego mózgu i psychiki. Wiemy, co tam się dzieje w różnych dniach – dodaje Marzec, trenerka MKS FunFloor Perły Lublin. 

– Osobiście zwracam uwagę na jeszcze jedną rzecz. Będąc matką, wiem jak ważne i trudne do pogodzenia jest jednoczesne bycie zawodniczką i mamą dla dziecka. Pamiętam z własnego doświadczenia jak ważne było dla mnie to, że mogłam pojechać z moim dzieckiem na obóz sportowy. I to samo wprowadziliśmy u nas w Lublinie. Zawodniczka zawsze może przyjść z dziećmi na trening, a my się nimi zaopiekujemy. Bycie matką i to, że sama przez to wszystko przechodziłam sprawiło, że łatwiej zrozumieć mi teraz dziewczyny i to, jakich muszą dokonywać wyborów. Dzieci w naszej drużynie są święte – mówi.

Monika Marzec MKS FunFloor Perła Lublin

Jako pierwszy szkoleniowiec pracuje w MKS-ie od lutego tego roku, ale z lubelskim klubem związana jest niemal nieprzerwanie od 1993 roku. W Kozim Grodzie każdy fan piłki ręcznej powie to samo – „Mąka” to legenda Monteksu. Jako zawodniczka zdobyła z klubem 13 tytułów mistrza Polski i wygrała rozgrywki Pucharu EHF. – Jeszcze kiedy grałam, wręcz zarzekałam się, że nigdy nie zostanę trenerką. Nie chciałam mieć z tym nic wspólnego. Ale przejście po tylu latach z bycia czynnym zawodnikiem w nicość, jaką jest koniec kariery, wydawało mi się niemożliwe. Postanowiłam dać sobie szansę i doszłam do wniosku, że praca trenerska to może być to, co chciałabym robić – opowiada. 

Doświadczenie zbiera od ponad dekady. Zaczynała od pracy z młodziczkami w jednym z lubelskich klubów jeszcze kiedy czynnie grała w piłkę. Później była asystentką Andrzeja Niewrzawy w młodzieżowej reprezentacji Polski i sama prowadziła kadrę. Asystowała też Sabinie Włodek w MKS-ie i reprezentacji Polski B, prowadziła pierwszoligowy MKS AZS UMCS Lublin, a obecnie oprócz pracy z Perłą jest jedną z trenerek w sztabie reprezentacji seniorek. Ale to nie wszystko. 

– Pracowałam też z mężczyznami z lubelskiej Politechniki. Dwa razy byliśmy nawet na finałach Akademickich Mistrzostw Polski. To jednak zupełnie inna praca. Zaskoczę pana – łatwiejsza! Faceci są bardziej zerojedynkowi. U nich nie ma żadnych odcieni szarości. Albo jest dobrze, albo jest źle. A kobiety? Kobiety są bardziej skomplikowane. Sama praca trenera to nie jest dla nas powszechny zawód. Widać to, patrząc nawet na układ sił w polskiej lidze czy ligach zagranicznych. Mężczyźni wciąż w nich dominują. Ale są też plusy. Nie trzeba już przecierać szlaków – kończy.

Runda zasadnicza

M Drużyna M P

Przeczytaj jeszcze: